Etykiety

Moje obrazy (4) Teksty (4) Wiersze (29)

31 października 2017

Czworokąt

Ktoś dzisiaj zapytał dlaczego dziecko boi się zasypiać w ciemności, a ktoś inny odpowiedział, że jeżeli nie zwracamy się do dzieci po imieniu, tylko używamy form zastępczych kwiatuszku, misiu itd. to tworzymy w związku obcy byt i w efekcie nasza miłość idzie do kwiatuszka, misia, natomiast na pewno nie do dziecka.

Hmmmm... pomyślałam, że coś w tym jest i zaraz przyszła mi myśl o związkach, gdzie ludzie zwracają się do siebie kwiatuszku, tygrysku, zajączku.... Sama też tak lubię, albo raczej kiedyś lubiłam i po ostatnim związku, jak już otrzeźwiałam to przyszło do mnie, że właściwie nie pamiętam, żebym się zwracała do niego po imieniu.
Zawsze był "drapieżnikiem" ;) On był tygrysem, ja byłam mychą (dzisiaj piszę te nazwy z małej litery, ale kiedyś oczywiście było z dużej, żeby nadać tej nazwie moc, że to taki szacunek i w ogóle...). Pamiętam też, że pierwsze co zrobiłam to odebrałam mu moc jaką mu nadałam i odebrałam swoją, którą on mi odjął nazywając mnie w taki właśnie sposób, wprawdzie nieświadomie, ale jednak.

Znajomość trwała bardzo długo, do pewnego momentu nawet mogę powiedzieć, że była inspirująca. Nasze imiona w końcu całkowicie gdzieś się zagubiły i z dwójki zrobiła nam się czwórka. Czyli my i stworzone przez nas byty, nasze imaginacje.
W chwilach, kiedy opuszczała mnie ta słodka pomroczność ;) przyglądałam się sobie i myślałam, że to zupełnie jak nie ja.
Dlaczego ja się tak poświęcam, dlaczego nie potrafię powiedzieć nie? Co mnie powstrzymuje? Dlaczego zawsze jest tak jak on chce i jak sobie zaplanuje? Dlaczego ja wszystkim rzucam, bo jemu właśnie coś wpadło do głowy? Przecież to nie ja! O co chodzi?????
Kiedyś tak nie robiłam, zawsze miałam swoje zdanie, miałam szacunek do siebie. Jak czegoś nie chciałam to nie chciałam i nikt mnie nie namówił i nagle zupełnie jakby we mnie siedział ktoś inny. Pomyślałam też, że gdyby moi byli partnerzy zobaczyli mnie w tym związku to zastanawialiby się, czy ja to na pewno ja i pewnie nawet cieszyliby się, że ktoś mi wreszcie da "popalić" ;)

W którymś momencie miałam takie wrażenie, że zabawa się skończyła i zaczęło się coś ciężkiego, coś co trzeba pchać jak wóz pod górę. Coraz częściej było smutno
i szaro. I ja też zaczęłam być szara, wycofana, nijaka. Jak dzisiaj na to patrzę to mam wrażenie jakbym chciała zniknąć. Nawet protezy w postaci czerwonej szminki, szpilek, szlafroczków nie pomagały, szarość zalewała mnie coraz bardziej. Czułam się coraz bardziej niewidzialna i co ciekawe, tylko jak byłam z nim.
Jak wychodziłam poza tę relację było normalnie.
Z kobiety przebojowej, kolorowej, wesołej, inteligentnej, zmysłowej i lubiącej swoje towarzystwo, nagle stałam się SZARĄ MYSZĄ. Dokładnie tak.

W końcu przyszedł taki dzień, w którym zrozumiałam, że albo coś z tym zrobię, albo całkiem "zniknę". I to była DECYZJA, to coś co jest w takich sytuacjach początkiem końca. Trwało to jeszcze jakiś czas, ale to już było jak ten budynek, który wiadomo, że jak go nie rozbiorą to się zawali. Ponieważ rozmów o tym co się dzieje i co można z tym zrobić nie było (bo i być nie miało, nie po to on był tygrysem, a ja myszą) to też ja oddałam wszystko Górze, bo sama nie miałam siły tak po prostu tego zakończyć. Wewnętrznie czułam, że już nie mam zgody na ten związek, ale umysł wciąż nie chciał puścić i tak się podziało, że samo się zawaliło, albo umarło śmiercią naturalną, jak kto woli ;)

I wtedy zrobiło się ciemno, pusto... dół, strach i poczucie, że już bardziej zniknąć nie można. Z mojego życia odszedł człowiek i odeszła moja imaginacja na jego temat, zostałam ja i ta mysz, którą on stworzył. Bardzo długo trwało, zanim dotarło do mnie, że ta mysz to nie ja. Uświadomienie sobie tego spowodowało, że szarość odeszła, nie była mi już potrzebna.
Jeszcze chwilę miałam zamieszanie czego chcę, co jest moje, a co nie, ale już czułam, że zaczynam odzyskiwać siebie.

Czy on kochał mnie? Nie. Czy kochał tę mysz? Na swój sposób pewnie tak. Ja też nie kochałam jego, natomiast kochałam tygrysa, kochałam tę moc, którą mu oddałam, kochałam tę swoją utraconą energię, którą zasiliłam jego, ale wtedy nazywałam to uczucie miłością do niego. Czyli tak naprawdę kochałam tę część siebie, którą mu oddałam i właśnie za tym tęskniłam i wciąż wyczekiwałam.

Na kogo wyczekiwałam? NA SIEBIE.

I zrodziło mi się takie pytanie, jakby wyglądał ten związek, gdybyśmy byli tylko my, kobieta i mężczyzna i nasze imiona...?
Ale jest też drugie pytanie, czy stworzenie sobie akurat takich zwrotów na pewno było przypadkowe...? Ja jednak widzę w tym głębszy plan. Ani ten człowiek, ani ten związek, ani zwrot nie był przypadkowy.
Są ludzie, którzy przychodzą, żeby prowadzić nas schodami w górę, do naszego światła i tacy, którzy sprowadzają nas w dół, w naszą najgłębszą ciemność...
OBA KIERUNKI BEZCENNE. I za to mu dziękuję, ale celowo nie używam słowa "wdzięczność", bo jak to gdzieś usłyszałam "słowo dziękuję zamyka temat, jestem wdzięczny otwiera na więcej" i w tym przypadku wybieram Dziękuję :)

Koniec historii tygrysa i myszy, imaginacja odeszła... Zostało dwoje ludzi, którzy bez niej nie mogli już być razem, bo i nie o to w tej historii chodziło :)


(Foto - źródło internet)

06 października 2017

Autentyczność

Patrząc na Ciebie jako na Skutek widzę Przyczynę.
Najcenniejszym Darem jaki możesz mi dać to Twoja Autentyczność, bo to ona właśnie pomoże mi się rozwinąć.

01 października 2017