Etykiety

Moje obrazy (4) Teksty (4) Wiersze (29)

13 stycznia 2018

Kontakt z ciałem

Dla mnie temat kontaktu z ciałem jest bardzo fascynujący i właściwie taka historia z odczuwaniem go zaczęła się, kiedy w którejś medytacji pojawiło się coś, czego kompletnie wtedy nie rozumiałam. Fala gorąca od czakry podstawy idąca do góry, a potem schodząca w dół i znowu do góry... No i cóż... wystraszyłam się, bo te odczucia stawały się coraz mocniejsze, a ja w pewnym momencie pomyślałam,
że jak tego nie zatrzymam to rozsadzi mi głowę. I wtedy usłyszałam w środku, czy raczej to poczułam (to są właśnie takie odczucia, których nigdy do końca nie da się nazwać) jak coś mówi "spokojnie, spokojnie" i autentycznie poczułam uśmiech tego co usłyszałam ;) I od tego momentu wszystko zaczęło się wyciszać...
Potem zdarzyło się jeszcze dwa razy w medytacjach, ale było słabsze i w końcu odeszło. Dzisiaj jak to piszę, olśniło mnie, że wtedy miałam szansę wyjść poza umysł, czyli tak naprawdę przeżyć swego rodzaju "śmierć" i właśnie tego się wystraszyłam. Ten strach zatrzymał to co mogło się zdarzyć. W sumie mam ochotę powiedzieć, że szkoda, ale z drugiej strony myślę sobie, że skoro coś takiego się zadziało to znaczy, że może się powtórzyć, kwestia mojej gotowości na tę "śmierć". Co ciekawe jakiś czas przed tą medytacją miałam sen, że umieram, czułam to.
To odczucie było coraz mocniejsze, siedziała przy mnie moja mama, a ja czułam coraz większą nicość (oczywiście znowu nie wiem jak to nazwać) jakiś bezwład, jakieś rozmycie... i nagle poczułam taki potworny żal i pomyślałam w tym śnie, że to już koniec i że już nigdy jej nie usłyszę? I teraz tak sobie myślę,
że mama w tym śnie mogła być symbolem "starej" mnie i czułam żal, że przestanie istnieć... Zaczęłam czuć się jeszcze intensywniej i obudziłam się.
Nie umarłam w tym śnie do końca, choć byłam tuż "przy granicy" ;) Jak w tej medytacji... Bardzo, bardzo chciałabym doświadczyć tego ponownie, ale widocznie narazie to wciąż chciejstwo, a to ma być GOTOWOŚĆ :)
Jakiś czas po tym (również w medytacji) poczułam, że z moim ciałem dzieje się coś innego, niż zwykle. Zaczęło się bujać, najpierw jak dziecko w sierocej chorobie,
a potem doszło leciutkie wibrowanie. Przyglądałam się temu, oddychałam i poddałam się temu całkowicie. Zaczęło się nasilać i szło jakby partiami.
Najpierw cały brzuch, to było niesamowite, bo ciało było nieruchome,
a jednocześnie sam brzuch jakby wibrował w jakimś spiralnym ruchu, potem przeniosło się na obszar klatki piersiowej i to samo. Przyszły wewnątrz takie słowa "ciało jest mądre, ciało wie co robić". I ja rzeczywiście miałam odczucie,
że wewnątrz mnie siedzi jakiś zawiadowca i doskonale wie co poruszyć, jak to zrobić i w jakim czasie... Najdłużej pracowało w okolicy czakry podstawy i tam najmocniej wibrowało. Potem zeszło na uda, potem głowa, potem szyja i to było niesamowite, bo moja głowa odchylała się do tyłu coraz mocniej i to szło jakby stopniowo, w którymś momencie była tak odchylona, że dla kogoś z zewnątrz musiałoby to wyglądać dość dziwnie ;) I wtedy przypłynęło słowo tarczyca...
I faktycznie ta szyja była tak wygięta, jakby tarczyca zaraz miała wyskoczyć :) Potem przyszedł czas na stopy i na samym końcu bardzo mocno przechyliło mi głowę do przodu, tak mocno, że normalnie czułam jak mi się górna część kręgosłupa rozciąga i "trzaska" :) W którymś momencie poczułam, że wystarczy
i wszystko zaczęło się wyciszać... Jak spojrzałam na zegar to okazało się, że trwało to prawie 2 godziny a ja nie czułam w ogóle zdrętwienia. Za to czułam totalny luz w ciele, spokój i niesamowite wrażenie wypoczęcia. Potem jeszcze w różnych medytacjach wracało to odczucie, ale już w mniejszym stopniu. Od tego momentu zaczęłam bardziej świadomie zwracać uwagę na odczucia z ciała.
Często rozmawiając z kimś o czymś dla mnie ważnym zaczynam czuć delikatne drżenie i ono pokazuje się w różnych obszarach. Ostatnio rozmawiając poczułam jak drży klatka piersiowa, szyja i szczęka... No niesamowite odczucie. Rozmowa była dla mnie ważna i "oczyszczająca" i wyraźnie czułam, że uwalnia się to co wcześniej się nazbierało i uwierało. A po rozmowie błogość w ciele, spokój i jakieś wewnętrzne zadowolenie.Teraz tak sobie uświadomiłam, że od  momentu wejścia w ten głębszy kontakt z ciałem przestałam marzyć o "odlotach" ;) W medytacji zaczęłam się ukorzeniać, czego wcześniej nigdy nie robiłam. Zaczęłam w mieszkaniu biegać boso, co kiedyś bardzo lubiłam, a potem nie wiedzieć dlaczego odpuściłam. Oczywiście podłoga to nie to samo co ziemia, ale jednak i tak inaczej, niż w obuwiu. Potem przyszła totalna niechęć do telewizji, za to nadeszła tęsknota za lasem, polami, zielenią... zapachem, który czułam jak tylko przewijały mi się obrazy.  I co ciekawe, ja nic nie robiłam co miałoby mnie do ciała zbliżyć (no ciekawe określenie :D ). Któregoś dnia ono po prostu samo się do mnie odezwało i akurat w tym dniu ja pozwoliłam sobie je poczuć :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz: